O włosy zaczęłam dbać chyba w sierpniu 2013r. Na początku był to wielki szał i kupowanie WSZYSTKIEGO co polecano na blogach. Po pewnym czasie dopiero zaczęłam się uczyć co moje włosy lubią a czego lepiej unikać. Nie trafiało się dużo bubli kosmetycznych, najgorzej wspominam przygodę z Garnierem AiK. Włosy wyglądały po nim okropnie, dla mnie do dotychczas najgorsza odżywka.
Przez cały ten czas włosy baaaaardzo się zmieniły, a przez ostatnie pół roku szczególnie. Od zawsze pamiętam, że były proste, aż tu nagle zmieniły się w fale. Myślałam, że to chwilowy kaprys, bo zmiana klimatu i całkiem inna dieta różnie wpływają na organizm.
Po powrocie do Polski włosy się zbuntowały, stały się suche, bardziej łamliwe i końcówki szybko się niszczyły... Do tego brak czasu, a raczej brak chęci do pielęgnacji poskutkowały znacznym pogorszeniem stanu włosów... Podejrzewałam różne przyczyny, ale nie wpadłam na to, że włosy stały się falami. Dopiero całkowita zmiana pielęgnacji i cięcie pokazały ich falowaną stronę. ;)
Małe podsumowanie:
Włosy w lutym 2014r.
Zniszczone, rozdwojone końcówki, mnóstwo "białych kuleczek", włosy dużo jaśniejsze, delikatniejsze i bardziej zniszczone. PROSTE.
Styczeń 2015r.
Grubsze, ciemniejsze, bardziej błyszczące, brak rozdwojeń, zniszczeń. Nawilżone, zdrowsze. FALOWANE. ;)
Oczywiście fale jak na zdjęciu powyżej same z siebie się nie zrobią, trzeba im pomagać. U mnie sprawdza się tylko kok na twisterze na noc. Po koczku niby też są OK, ale nie o tak efekt mi chodzi. ;)
Trolololo, chyba jestem sezamkiem. ♥